Rozdział 4 "Tak bezpiecznie"
Dzisiaj wychodzę ze szpitala.Strasznie się cieszę, nienawidzę szpitali. Co dziennie odwiedzali mnie wszyscy, włącznie z Harrym. Nasze relacje się hm...polepszyły? Tak, to szyba dobre określenie. Nie jest idealnie, ponieważ zdążyliśmy się już pokłócić, ale na pewno jest lepiej.
- Ciara, pomożesz mi wstać?
- Jasne.- jeszcze jestem osłabiona, ale daje radę.
- No to jedziemy do domu.
- Nie! Proszę cię mamo, pozwól mi jechać do szkoły.
- Nie ma mowy.
- Ale dlaczego? Przecież obok będzie Ciara, Ash i wszyscy. Nic mi nie będzie, a poza tym mam dzisiaj trening...
- Jeżeli już muszę to zgadzam się na szkołę, ale nie na trening. Obiecaj mi, że jeszcze dzisiaj nie będziesz tańczyć, obiecaj mi to.
- Oh, ok. Obiecuję.
- Ok dziewczyny było dobrze. Przerwa!- cherleaderki poszły odpocząć a ja podbiegłam do Harrego, odebrałam mu piłkę, wykonałam dwutakt i trafiłam do kosza.
Przebrałam się w piżamę, składającą się z majtek i koszulki Zaca i weszłam do łazienki, aby umyć zęby. Na tyle dobrze, że mam ją w pokoju, więc nie muszę z niego wychodzić. To bardzo przydatne. Po powrocie uchyliłam drzwi balkonowe, ponieważ nie mam okna, a nie lubię jak jest duszno w pokoju. Wzięłam moją ulubiona książkę oraz słuchawki i położyłam się na łóżku. Lubię swój nowy pokój, est taki przestronny i totalnie w moim stylu.
- Nie powinnaś zostawiać otwartych drzwi. Ktoś może wejść.
- Aaa! Wystraszyłeś mnie! I tak, właśnie widzę, że ktoś tu wszedł. Jesteś nienormalny.
- Nie wściekaj się. Co czytasz?
- Książkę. Harry, po co przyszedłeś?
- A co? Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
- Nie za bardzo.Co chcesz?
- Pogadać. Możemy?
- Jasne, a o czym?- usiedliśmy na łóżku.
- Po pierwsze zwracam honor, całkiem nieźle grasz, a po drugie chce cię bliżej poznać. Wszyscy cos o tobie wiedzą, a ja za wcześnie cię oceniłem i chcę to naprawić.
- Ok, to może zagrajmy w dwadzieścia pytań?
- Zaczynaj.
- Masz drugie imię?
- Tak
- Jakie?
- Teraz ja. Czy kiedykolwiek się całowałaś?
- Głupie pytanie. Tak.
- Masz rodzeństwo?
- Tak, młodszą siostrę. Co lubisz robić najbardziej?
- Tańczyć, grać w kosza, jeździć na motorze.
- Masz motor?
- Teraz ja. Dlaczego zrobiłeś sobie tyle tatuaży?
- Ja...ym...to jest związane z moją sytuacją rodzinną. Kiedyś ci opowiem. A ty, masz tatuaż?
- Mam. Czy kiedykolwiek miałeś dziewczynę na jedną noc?
- Po tym co przeszłam, jednak nadal wierzę. Wiem, że to głupie, ale wierzę.
- Nie, to nie jest głupie. To prawda.
- Mieszkasz z rodzicami?
- Pff...rodzicami.
- Czemu tak mówisz?
- Bo to nie są moi rodzice. Matkę mam prawdziwą. Pamiętasz ten bankiet?- kiwnęłam głową.- Ten mężczyzna siedzący obok mojej matki to mój ojczym. Ojciec nas zostawił, gdy miałem cztery lata. Nie to, że nie lubię nowego partnera matki, tylko nadal mam żal do ojca za to, że odszedł.
- Rozumiem. Ja, Ciara i matka mieszkałyśmy w New Yorku, ponieważ ojciec otworzył firmę w Londynie. Przeprowadził się tu rok temu z Zaciem, a my zostałyśmy, ponieważ matka miała własną firmę tylko, że tam. Niby nie mieli rozwody, ale obok nie było ojca, gdy najbardziej go potrzebowałam. Później zamknęli matce firmę, więc jesteśmy tu i teraz oboje prowadzą własną.- wzruszenie, typowe.- Sorrka..-zaśmiałam się i wytarłam łzy.
- Nie przepraszaj. Łzy to nie oznaka słabości, tylko tego, że posiadasz uczucia.
- Harry...czy mógłbyś mnie przytulić?
- Oczywiście, chodź tu.- objął mnie mocno ramionami, co odwzajemniłam. Było mi tak dobrze, że mogłabym zostać w tej pozycji na zawsze.
- Dziękuję, potrzebowałam tego.
- Rozumiem, będę już szedł. Jest późno, a ty powinnaś odpoczywać. Poza tym wpadłem tak niezapowiedzianie i...
- Nie! Zostań, proszę. Zostaniesz?
- Chcesz?- znowu kiwnęłam głową. Brunet zdjął buty, spodnie i położył się obok mnie. Opatulił mnie ramionami i mszę przyznać, poczułam się bezpiecznie.
- Śpij kocie.
- Ciara, pomożesz mi wstać?
- Jasne.- jeszcze jestem osłabiona, ale daje radę.
- No to jedziemy do domu.
- Nie! Proszę cię mamo, pozwól mi jechać do szkoły.
- Nie ma mowy.
- Ale dlaczego? Przecież obok będzie Ciara, Ash i wszyscy. Nic mi nie będzie, a poza tym mam dzisiaj trening...
- Jeżeli już muszę to zgadzam się na szkołę, ale nie na trening. Obiecaj mi, że jeszcze dzisiaj nie będziesz tańczyć, obiecaj mi to.
- Oh, ok. Obiecuję.
- Maguś, wreszcie.
- Hej Ash.- przytuliłam brunetkę. Strasznie się za nią stęskniłam
- Jak się czujesz? Coś cię boli?
- Nie. W porządku.
- Na pewno?
- Tak. Chodźmy na lekcję.
- Dzień dobry panno Stone. Widzę, że już do nas wróciłaś.
- Dzień dobry panie Brown. Tak, wreszcie.
- Usiądź.- tak i zrobiłam.
Historia zleciała bardzo przyjemnie. A teraz obiadowa.
- Mag!- zauważyłam pędzącego w moją stronę Lou.
- Louis nie!- za późno. Zaczął mnie dusić.
- Lou!- nic. Kopnęłam go w nogę i wreszcie mnie puścił. Musiałam przytrzymać się krzesła, aby nie upaść.
- Tommo ty idioto! Nie widzisz, że jest jeszcze słaba?- Perrie delikatnie mnie przytuliła i pomogła usiąść. Zajęłam miejsce bok Niall i blondynki.
- Cześć Nialler!- przytuliłam się do blondyna.
- Hej, jak się czujesz?
- Dobrze, to znaczy było dobrze, a teraz jest ok przez kogoś.- zmroziłam BooBera wzrokiem.
- Idiota.
- Co tam było ciekawego w szkole?
- Dyro zawiesił Victorie za to co ci zrobiła.
- Serio?
- Tak. I dobrze jej tak. A Lou ma nową dziewczynę!
- Na prawdę? Louis, jestem zazdrosna.- odwróciłam głowę i udałam ofuczoną.
- Kochanie, wiesz, że jesteś najważniejsza. Nie bądź zła.
- No nie wiem, nie wiem. - wszyscy zaczęliśmy się śmiać, ale kogoś mi brakowało. Harry!
- Gdzie Harry?- wszyscy rozejrzeli się dookoła. Nagle w stołówce rozległ się głośny huk. O wilku mowa. Wkurwiony Hazz usiadł na przeciwko mnie. Jakby można zabić spojrzeniem, każdy byłby martwy.
- Ktoś tu ma zajebisty humor.
- Zamknij się!
- Miło! Przynajmniej nie dodałeś szmato.- zachichotałam, na co raczył podnieść swój wzrok na moją osobę.
- Co jest stary?
- Jebane dwójki! One mi nie dadzą spokoju, jakbym mógł to bym je rozpierdolił w drobny mak!
- O czym mowa?
- Harry ma dużo wielbicielek w tej szkole, ale najbardziej uczepiły się go wszystkie drugoklasistki.- wytłumaczyła mi Pezz, a ja poczułam zazdrość? Nie, to nie możliwe!
- Spokojnie, to jeszcze nie koniec świata.- odpowiedziałam.
- Kurwa, albo się zamkniesz, albo ci pomogę!
- Tym razem ty mnie uderzysz?! Proszę bardzo popierdoleńcu.
- Odwołaj to!- wstałam i nachyliłam się nad stołem w jego stronę.
- Możesz pomarzyć.- i odeszłam w kierunku wyjścia.
Stoimy z dziewczynami w kiblu i plotkujemy.
- Ash, czy ty jesteś z moim bratem?
- Nom.
- Serio? Od kiedy??- zdziwienie Perrie było jeszcze większe niż moje.
- No od 3 tygodni.
- Wow!- wszystkie trzy powiedziałyśmy równo.
- Ciara, masz dzisiaj zajęcia?
- Tak.
- O której kończysz?
- Równo 17:30.
- Tak jak ja, to spotkajmy się przy wyjściu, to razem wrócimy do domu.
- Jasne.
- Nie ma to jak siostry.
- Nie przesadzajcie, a co u Zayna?
- A wszyst...- nagle do łazienki wpadł...HARRY?! Co?!
- Chyba ci się kible pomyliły.- zaczęłyśmy się śmiać.
- Zamknij swą buźkę. Gdzie Zayn?
- Chyba w chemicznej.
- Dziena.- ok, nie wierzę, że przyszedł tu tylko dla tego, aby spytać o Zazę.
Siedzę na ławce i przyglądam się to raz jak dziewczyny tańczą, to raz jak chłopaki grają.

- Jeden zero dla mnie. Przegrywasz Styles.
- Oddawaj piłkę i dalej możesz iść patrzeć na dziewczyny.
- Kapitan drużyny boi się, że przegra z cherleaderką?
- Uważasz, że przegram z tobą? A poza tym ty nie umiesz grać.
- Ja to wiem. A poza tym ja umiem grać.
- To może się założymy?
- O co?
- Jeżeli wygram i trafię pięć koszy to cię pocałuję, a jeżeli ty wygrasz, zadasz mi wyzwanie.
- Hmmm....Stoi.- podaliśmy sobie ręce.
- Zaczynajmy.- rzucił mi piłkę i stanął na przeciwko. Graliśmy mecz jeden na jeden.
1,2,3,4...rzut, remis. Harry, wygrał. To był jego ostatni rzut.
- Sorry słońce, wygrałem.
- Trafiło się ślepej kurze ziarno.- wszyscy poszli się przebrać, więc jesteśmy sami.
- Ej, kocie. Nie wściekaj się.- złapał mnie w talii i wpił w moje usta, co odwzajemniłam, jednak pocałunek nie trwał długo.
- Nieźle Styles, ale ja się zemszczę. Do zobaczenia.
Niall odwiózł mnie do domu, za co byłam mu bardzo wdzięczna, ponieważ jest okropnie zimno na zewnątrz. Aktualnie siedzę w pokoju i wypakowuje książki.
- Puk, puk, puk...można?
- Jasne.
- Co tam u ciebie siostra?
- Dobrze. Już niedługo mamy z dziewczynami występy. A u ciebie co tam?
- My tez niedługo występujemy. Wystawiamy Romea i Julię.
- O, jak romantycznie. Jesteś Julią, prawda?
- Yhy...- uśmiechnęła się.
- Kim jest Romeo?
- ........Luke.
- Nie gadaj. Serio?
- Tak!
- Podoba ci się. Wiedziałam. Szczęścia.
- Ha ha ha-nie śmieszne.
- Oj nie denerwuj się. Chyba mam cie woła.
- Masz rację. Później pogadamy.

- Nie powinnaś zostawiać otwartych drzwi. Ktoś może wejść.
- Aaa! Wystraszyłeś mnie! I tak, właśnie widzę, że ktoś tu wszedł. Jesteś nienormalny.
- Nie wściekaj się. Co czytasz?
- Książkę. Harry, po co przyszedłeś?
- A co? Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
- Nie za bardzo.Co chcesz?
- Pogadać. Możemy?
- Jasne, a o czym?- usiedliśmy na łóżku.
- Po pierwsze zwracam honor, całkiem nieźle grasz, a po drugie chce cię bliżej poznać. Wszyscy cos o tobie wiedzą, a ja za wcześnie cię oceniłem i chcę to naprawić.
- Ok, to może zagrajmy w dwadzieścia pytań?
- Zaczynaj.
- Masz drugie imię?
- Tak
- Jakie?
- Teraz ja. Czy kiedykolwiek się całowałaś?
- Głupie pytanie. Tak.
- Masz rodzeństwo?
- Tak, młodszą siostrę. Co lubisz robić najbardziej?
.jpg)
- Masz motor?
- Teraz ja. Dlaczego zrobiłeś sobie tyle tatuaży?
- Ja...ym...to jest związane z moją sytuacją rodzinną. Kiedyś ci opowiem. A ty, masz tatuaż?
- Mam. Czy kiedykolwiek miałeś dziewczynę na jedną noc?
- Kiedyś, ale to było dawno temu. To gdzie masz ten tatuaż?
- Na palcu.
- Pokaż.- wystawiłam mu środkowy palec.- Wieczna miłość. Wierzysz w nią?- Po tym co przeszłam, jednak nadal wierzę. Wiem, że to głupie, ale wierzę.
- Nie, to nie jest głupie. To prawda.
- Mieszkasz z rodzicami?
- Pff...rodzicami.
- Czemu tak mówisz?
- Bo to nie są moi rodzice. Matkę mam prawdziwą. Pamiętasz ten bankiet?- kiwnęłam głową.- Ten mężczyzna siedzący obok mojej matki to mój ojczym. Ojciec nas zostawił, gdy miałem cztery lata. Nie to, że nie lubię nowego partnera matki, tylko nadal mam żal do ojca za to, że odszedł.
- Rozumiem. Ja, Ciara i matka mieszkałyśmy w New Yorku, ponieważ ojciec otworzył firmę w Londynie. Przeprowadził się tu rok temu z Zaciem, a my zostałyśmy, ponieważ matka miała własną firmę tylko, że tam. Niby nie mieli rozwody, ale obok nie było ojca, gdy najbardziej go potrzebowałam. Później zamknęli matce firmę, więc jesteśmy tu i teraz oboje prowadzą własną.- wzruszenie, typowe.- Sorrka..-zaśmiałam się i wytarłam łzy.
- Nie przepraszaj. Łzy to nie oznaka słabości, tylko tego, że posiadasz uczucia.

- Oczywiście, chodź tu.- objął mnie mocno ramionami, co odwzajemniłam. Było mi tak dobrze, że mogłabym zostać w tej pozycji na zawsze.
- Dziękuję, potrzebowałam tego.
- Rozumiem, będę już szedł. Jest późno, a ty powinnaś odpoczywać. Poza tym wpadłem tak niezapowiedzianie i...
- Nie! Zostań, proszę. Zostaniesz?
- Chcesz?- znowu kiwnęłam głową. Brunet zdjął buty, spodnie i położył się obok mnie. Opatulił mnie ramionami i mszę przyznać, poczułam się bezpiecznie.
- Śpij kocie.
*********************************************************************************
Kochani dziękuję za tyle cudownych komentarzy. Mam nadzieję, że się spodobał.
Kochani dziękuję za tyle cudownych komentarzy. Mam nadzieję, że się spodobał.
7 komentarzy = rozdział
Ban shee:*
Genialny super jak romantycznie
OdpowiedzUsuńDzieje się
OdpowiedzUsuńczekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńbardzo przyjemnie się czyta -_-
OdpowiedzUsuńjejuuuuu...... co będzie dalej..? :o
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :33
OdpowiedzUsuńten rozdział naprawdę był fajny tylko szkoda że taki krótki..... Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńBoski-roxi :)
OdpowiedzUsuńoooo ostro i słodki! Lubię to!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci coś w sekrecie! Wciągnęłam się w tą historię! Serio jest wspaniała!
Lece dalej ;*
Buziaki ;*
A.