Rozdział 1

         Uczucie spadania znacznie się nasiliło do tego stopnia, że moje ciało z każdą sekundą zaczęło się rozluźniać. Czy do śmierci można się przyzwyczaić? Można ją zaakceptować i się jej poddać? Jeżeli nie jest to możliwe, to jakim cudem dokładnie w taki sposób się czuję? A może ja już jestem martwa, dlatego zamiast niepokoju reprezentuje stoicki spokój. Myślałam, że po śmierci trafię do nieba owinięta puszystymi obłokami, od których będzie bić nieskazitelna biel. Zamiast tego spadam w przepaść nie mając możliwości ucieczki. Po długim locie wylądowałam na urwisku, gdzie znajdowałam się jaskinia. Grota wyglądała jakby miała nie mniej niż tysiąc lat. Otrzepałam ubranie z kurzu i postanowiłam się rozejrzeć. Nie miałam zbyt dużo przestrzeni, ponieważ urwisko przed jamą nie pozwalało na zwiedzanie terenu. Nie pozostało mi nc innego jak tylko wejść do środka, przynajmniej w taki sposób uchronię się przed lodowatym powietrzem, które okalało moją skórę z każdej strony. 
Po przekroczeniu progu jamy byłam zdana na kierowanie się jedynie zmysłem słuchu. Ciemność panująca w środku nie pozwalała odwiedzającym na gwałtowne ruchy. Ostra wilgoć uderzyła w moje nozdrza, co na moment zbiło mnie z tropu. Szłam dalej kierując się położeniem oraz teksturą ścian, które nagle zrobiły się mokre, co oznaczało, że w pobliżu znajduje się woda. Zachwycona zmianą terenu i możliwością rozwiązania zagadki mojego położenia potknęłam się o ogromny kamień spoczywający tuż u mych stóp. Wylądowałam twarzą w źródełku, co otrzeźwiło mnie trochę i pozwoliło zachować otwarty umysł. Udało mi się wstać, lecz nagle nogi się pode mną ugięły, gdy zobaczyłam co znajduje się na przeciw mnie. Błękitne kryształy zwisały z sufitu odbijając swój blask w wodzie tak przezroczystej niczym powietrze. Na ścianach widniały freski przypominając te z czasów starożytnych. Wyglądały jakby stworzył je jakiś artysta, może nawet sam Michał Anioł. Spokój przerodził się w dezorientację, przez co wszystkie mięśnie na moim ciele się napięły wywołując stres spowodowany całą sytuacją. Wszystko wyglądało jak z bajki, tylko co ja w niej robiłam? Po chwili usłyszałam okropny hałas przeszywający mnie na wskroś. Dźwięk był tak wysoki, że poczułam jak skroń zaczyna mi pulsować i promieniować na całą głowę. W pośpiechu zakryłam uszy dłońmi, aby nie stracić słuchu. Jaskinia rozbłyska, jakby słońce postanowiło ją obdarzyć swoimi promieniami. Ciemność przerodziła się w blask, a z sufitu zaczęły spadać odłamki kryształów. Ogromne, białe skrzydła ukazały się moim oczom. Należały do postaci, która coraz szybciej się do mnie przybliżała. Przez chwilowe oślepienie nie byłam w stanie choć na chwilę otworzyć oczu. Nagle w pomieszczeniu zapanował półmrok, dzięki czemu moje oczy mogły na chwilę odpocząć i przywrócić wzrok na dobry tor. Uniosłam głowę ku górze, aby dostrzec kto stoi przede mną. Odskoczyłam jak poparzona, gdy ujrzałam starszego mężczyznę ubranego w szatę. Skrzydła dodawały mu magii, przez co wyglądał jak prawdziwy anioł. Z wrażenia i strachu zaniemówiłam, więc przez chwilę staliśmy w kompletnej cichy. Postanowiłam zebrać się na odwagę i wykrztusić z siebie chociaż jedno zdanie.
-K-kim jesteś?- moje zachowanie przypominało zagubioną dziewczynkę w środku lasu, która stoi przed drapieżnym zwierzęciem niepozwalającym wykonać najmniejszego ruchu.
- Victorio Leto Evans witaj na przynależeniu Nowicjuszy. 
- Skąd znasz moje imię i co tu się dzieję?!- emocje wzięły nade mną górę tak bardzo, że nie byłam w stanie nad nimi zapanować.
- Uspokój się dziecino, nic ci tu nie grozi. Nazywam się Samael Serafin i pełnię funkcję wyższego anioła, stąd moje nazwisko. Wezwano cię nie bez powodu dlatego nie traćmy czasu na formalności. Chodź za mną.- nagle ściana się przed nami rozstąpiła ukazując kolejne przejście. Moje zdezorientowanie sięgało zenitu, lecz czułam, że to dopiero początek. 
Po przekroczeniu szczeliny oczom ukazało się kolejne urwisko, jednak to znajdowało się znacznie wyżej. Czułam się jakbym dosłownie miała głowę w chmurach. W oddali zauważyłam budowlę, która przypominała starożytny pałac. Czy ja śnię?
- Wielką szkodą było by okazanie się tego wszystkiego snem moje dziecię. Nie obawiaj się, za chwilę twój umysł się rozjaśni, choć z początku zapewne doznasz lekkiego szoku. Każde z was przez to przechodzi.- nie wieżę nie dość, że anioł to jeszcze czyta w myślach. Chwila, jak to "każde z nas"? To nie jestem jedyna? Chyba zaraz zemdleję.
- Naturalnie polecielibyśmy do królestwa dzięki skrzydłom, jednak z racji twojego nieposiadania ich nie będę marnował sił na lot. Do tego posłużą nam obłoki, wystarczy je przywołać.- po wypowiedzianych przez Serafina słów jak na zawołanie pojawiła się przed nami ogromna wata cukrowa, a przynajmniej tak wyglądała. Poszłam w ślady mężczyzny i z obawą przewiesiłam nogę przez granicę urwiska, aby wsiąść na chmurę. Lot był krótki lecz przyjemny. Napawałam się ile mogłam cudownym uczuciem uniesienia i przepięknym widokiem, jaki otaczał mnie z każdej strony. Jeżeli nawet mam omamy to przynajmniej zostawią miły ślad w mojej pamięci. Zajęta podziwianiem krajobrazu nie zorientowałam się, że jesteśmy na miejscu. 
- Panno Evans proszę za mną bez ociągania się. Ceremonia powinna się zacząć chwila moment.- anioł w pośpiechu opuścił pojazd o ile mogę to tak nazwać i ruszył do bram  zamku. Zdezorientowanie jakie przeze mnie przemawiało było tak duże, że posłusznie wykonywałam każde polecenie mężczyzny nie zastanawiając się nawet na moment. Po pokonaniu niesamowicie męczących schodów moim oczom ukazały się kilkunasto-metrowe drzwi sięgające nieba, choć to chyba niewłaściwe stwierdzenie. Nie miałam nawet chwili by im się przyjrzeć z bliska, ponieważ podeszło do mnie dwóch umięśnionych mężczyzn ubranych w złote zbroje, nalegających abym się znacznie pośpieszyła. Niczym biegiem pokonywałam korytarze budowli szukając nie wiadomo czego. Po chwili byliśmy zapewne na miejscu wnioskując po gwałtownym zatrzymaniu Samaela. Moim oczom ukazała się ogromna aula, schematycznie przypominająca Olimp. Domyślam się, że cel ten bym zamierzony, jednak pomimo zabierającej dech w piersiach architekturze rodem ze starożytności, nadal nie miałam pojęcia co się dzieje i gdzie ja jestem.
Nie wiadomo kiedy stałam w pierwszym rzędzie zgromadzonych a przede mną na pozłacanych schodach stał Serafin wraz z innymi, zgadując po skrzydłach, aniołami w jego wieku. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam obok siebie piękną, długowłosą blondynkę, która z zachwytem wpatrywała się w radę stojącą przed nami. Chciałam się do niej odezwać, jednak przerwał mi jeden ze starszyzny. 
- Drodzy zgromadzeni witamy na ceremonii Nowicjuszy. Nazywam się Asmodeusz Serafin i to ja poprowadzę dzisiejsze wydarzenie. Zapewne wielu z was nie ma pojęcia co się dzieję. Myślicie, że to sen lub, że zwariowaliście. Niestety muszę was zasmucić, ponieważ to, co właśnie przeżywacie dzieję się naprawdę. Mówię "niestety" ze względu na to, że nie macie wpływu na teraźniejszość, jednak przyszłość stoi dla was otworem. Jak możecie zauważyć wyróżniacie się spośród innych uczniów brakiem posiadania skrzydeł, ale wszystko w swoim czasie. Nakierowując was z deka powiem, że znajdujemy się w Niebiańskiej Akademii Aniołów i Demonów.- co?! 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 19

Rozdział 7 "Poranek"